@andrzej_rzonca
Niemiecki cud w Polsce

PiS szło do wyborów pod hasłem „Polska w ruinie”. Teraz ruina ma zniknąć. Partia ma „odrzucić koncepcje tego szkodnika Balcerowicza, postawić na Morawieckiego”. Tyle tylko, że te „koncepcje” pozwoliły Polsce po upadku socjalizmu osiągnąć sukces gospodarczy bez precedensu w jej historii.
Wzrost dochodu na mieszkańca w III RP przez pierwsze dwadzieścia lat wolności był około sześć razy silniejszy niż w II RP. Przez 26 lat istnienia III RP realnie zwiększył się on ponad dwuipółkrotnie. Powtórzyliśmy cud gospodarczy Niemiec: dochód na mieszkańca w Polsce w latach 1990-2015 podążał niemalże tą samą ścieżką co tam w latach 1955-1980. W rezultacie, luka w dochodzie na mieszkańca między oboma krajami skurczyła się niemal do poziomu z początku PRL. W 26 lat prawie nadrobiliśmy 45 lat zapóźnienia po socjalizmie. Od Niemiec dzieli nas teraz mniej więcej tyle, ile od Węgier w 1990 roku, od których od 2012 roku mamy wyższy dochód na mieszkańca. Szczególnie spektakularnie rozwijała się Warszawa, stając się jednym z najzamożniejszych miast w Europie z dochodem na mieszkańca niemal dwukrotnie wyższym od europejskiej średniej, jeśli uwzględnić różnicę w poziomie cen. Wśród stolic w UE wyższy dochód na mieszkańca ma tylko sześć: Londyn, Paryż, Luksemburg, Amsterdam, Bruksela i Dublin, w tym ani jedna z Europy Środkowej.
Siłą napędową wzrostu polskiej gospodarki były w szczególności uprzemysłowienie i eksport. Wartość dodana w przemyśle przetwórczym na mieszkańca realnie zwiększyła się prawie pięciokrotnie. Jej wzrost przebiegał po ścieżce wyznaczonej wcześniej przez Koreę Południową. Przemysł zatrudnia u nas odsetek pracujących o ponad połowę większy niż w krajach starej UE, a także nieco większy niż przeciętnie w krajach Europy Środkowej. U progu transformacji Polskę w regionie wyróżniał przede wszystkim wysoki, sięgający prawie jednej trzeciej, odsetek pracujących w rolnictwie. Polski eksport rósł nawet szybciej niż Korei. Udział Polski w światowym eksporcie potroił się i stał się o jedną trzecią wyższy niż wynikałoby z jej udziału w światowym PKB. Zasadniczo zmieniła się też struktura polskiego eksportu. O ile jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych eksportowaliśmy głównie surowce i dobra niezaawansowane technologicznie, o tyle teraz prawie dwie trzecie stanowi eksport umiarkowanie lub wysoko zaawansowany technologicznie. Wzrostowi eksportu w ostatnich latach sprzyjało zbudowanie, praktycznie od podstaw, sieci ponad 3 tys. km autostrad i dróg szybkiego ruchu. Niedługo będzie ona dłuższa niż w Wielkiej Brytanii, a w ciągu dekady ma szanse stać się równie długa jak we Włoszech.
Wzrost polskiej gospodarki był nie tylko bardzo szybki, ale i stabilny. W latach 2000-2015 jego tempo było mniej zmienne wśród krajów UE jedynie w Belgii i Francji. Żadnemu z cyklicznych spowolnień w naszym kraju nie towarzyszył spadek PKB. Polska gospodarka jako jedyna w UE nie skurczyła się nawet podczas globalnego kryzysu finansowego.
Wskaźniki społeczne w Polsce osiągnęły wartości nawet lepsze niż ekonomiczne. Poziom indeksu lepszego życia, publikowanego przez OECD, który mierzy jakość życia w jedenastu wymiarach, sytuuje Polskę na 27 miejscu, podczas gdy pod względem samego dochodu, czy majątku finansowego gospodarstw domowych lokujemy się na 29 i 32 miejscu. Przede wszystkim udało się nam stworzyć porządny system edukacji, który (z wyłączeniem kształcenia na poziomie wyższym) jest oceniany jako jeden z najlepszych na świecie. Młodzi Polacy nie tylko uczą się dłużej niż zdecydowana większość ich kolegów za granicą, ale i otrzymują lepsze wykształcenie. Zarazem dzięki egzaminom przygotowywanym i sprawdzanym poza szkołą oraz gimnazjom wyrównano dostęp do dobrej edukacji, rozszerzając go na dzieci z biedniejszych rodzin i najmniejszych miejscowości. W międzynarodowych testach PISA, badających wiedzę i umiejętności niezbędne do funkcjonowania w nowoczesnym społeczeństwie, wyższe wyniki niż Polacy uzyskują w Europie już tylko Estończycy i Finowie, a startowaliśmy z szarego końca. Mniejsze niż przeciętnie w krajach OECD są u nas rozpiętości dochodowe. Ustabilizowały się one w połowie lat dziewięćdziesiątych, a od przystąpienia do Unii Europejskiej stopniowo się zmniejszają. Wyraźnie lepiej od średniej wypadamy też pod względem bezpieczeństwa. Liczba morderstw, po wzroście w latach osiemdziesiątych i na początku transformacji, od 2002 roku systematycznie maleje. Powróciła już do poziomu z lat siedemdziesiątych. W relacji do liczby mieszkańców jest cztery razy mniejsza od średniej dla krajów OECD. Wciąż odstajemy natomiast pod względem oczekiwanej długości życia. Lokuje nas ona na 30 miejscu, a więc o jedno miejsce gorszym niż dochód gospodarstw domowych. Niemniej od 1990 roku istotnie się wydłużyła – o prawie 12% w przypadku mężczyzn i ponad 8% w przypadku kobiet. Dla porównania, przez ostatnie 25 lat socjalizmu w przypadku mężczyzn w ogóle się nie zmieniła, a w przypadku kobiet poprawiła się o 4%.
Żeby Polacy mogli nadal być dumni z osiągnięć swojego kraju, a nie tylko z tego, że są Polakami, rządzący muszą dbać o to, co zapewniło Polsce sukces. Były to wolnorynkowe reformy, wprowadzone szybciej niż w innych krajach posocjalistycznych, oraz polityka makroekonomiczna, unikająca dużych nierównowag. Jeśli rządzący nie będą kontynuować reform lub pozbawią się pola manewru w finansach publicznych, to polski cud gospodarczy się skończy. Zrealizuje się zły scenariusz, albo bardzo zły. Ale o tym za tydzień i za dwa tygodnie.