@andrzej_rzonca
Dlaczego w bieżącym roku gospodarka będzie rosła szybciej niż w roku ubiegłym?

W I kwartale tego roku wzrost gospodarki przyspieszył z 2,5% w IV kwartale ub. roku do 4%. Dla premiera Morawieckiego to przyspieszenie może być niespodzianką, bo sam pewnie czuje, że nie jest ono zasługą rządu, w którego skład wchodzi. Pojawiło się ono nie dzięki PiS, a pomimo PiS przy władzy. W IV kwartale 2015 roku, kiedy PiS przejmował władzę, wzrost wynosił 4,6%. Następnie przez rok hamował do zaledwie 2,4% w III kwartale ub. roku i 2,5% w IV kwartale. Po raz pierwszy w historii polska gospodarka wyraźnie spowolniła, pomimo dobrej koniunktury na świecie. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się też, żeby hamowała ona, gdy przyspieszał wzrost konsumpcji. Ale przez rok rząd PiS „dawał radę” tym dwóm siłom, które wcześniej zawsze prowadziły do przyspieszenia wzrostu. „Dał radę”, bo doprowadził do załamania inwestycji. W zeszłym roku spadły one o blisko 8% - trzy razy głębiej niż po wybuchu globalnego kryzysu finansowego i rozlaniu się kryzysu zadłużeniowego w strefie euro. Rządy PiS były dotychczas dla inwestycji większym wstrząsem niż globalny kryzys finansowy i kryzys zadłużeniowy w strefie euro. Inwestycje spadły zresztą nie tylko w porównaniu do 2015 roku, ale i w stosunku do 2014 roku (o ponad 2%). PiS potrafił w rok cofnąć inwestycje w Polsce o dwa lata. Żeby była jasność: pewnego osłabienia wzrostu inwestycji w ubiegłym roku można było się spodziewać w związku z przechodzeniem do nowej perspektywy finansowej ramach funduszy unijnych. Faktyczne inwestycje okazały się jednak o 47 mld zł niższe od przewidywań NBP, a więc niezależnej instytucji, z marca 2016 r. Ale w tym roku nawet PiS nie daje już rady zatrzymać wzrostu polskiej gospodarki na niskim poziomie. Czwórki z przodu w br. można było się spodziewać od upublicznienia planów finansowych samorządów. Same inwestycje samorządów dodadzą w tym roku do wzrostu 1,6 pkt proc., windując go wyraźnie powyżej 4% - nawet gdyby nie było innych czynników, który by go dynamizowały. Ale te czynniki istnieją. Jest nim zwłaszcza dalsza poprawa koniunktury u głównych odbiorców polskiego eksportu, w tym w szczególności w Niemczech. Swoje dodadzą tzw. efekty mnożnikowe: firmy, które będą realizować inwestycje samorządów lub więcej sprzedadzą za granicę, zapłacą swojej załodze, załoga przeznaczy część dochodów na zakupy, te zakupy zwiększą przychody kolejnych przedsiębiorców, którzy więcej zapłacą swoim pracownikom i dostawcom itd. Rosnące zamówienia i brak wolnych mocy produkcyjnych pewnie zmusi też w końcu przedsiębiorstwa do odbudowy inwestycji – po ich dwucyfrowym spadku w zeszłym roku, w tym w firmach publicznych „odzyskiwanych” przez PiSiewiczów o 50%. Nic nie wskazuje, żeby przedsiębiorcy mogli przestać się bać rządów PiS-u, ale bez inwestycji nie będą w stanie zrealizować rosnących zamówień – od samorządów, z zagranicy, i od konsumentów, korzystających z odziedziczonej przez PiS bardzo dobrej sytuacji na rynku pracy. Jakkolwiek gospodarka przyspiesza, to muszą niepokoić dwie rzeczy. Po pierwsze, w przeszłości u szczytu koniunktury rosła ona znacznie szybciej niż 4%. W latach dwutysięcznych były kwartały, kiedy dynamika PKB przekraczała 7%, a w latach dziewięćdziesiątych 8-10%. Tempo wzrostu u szczytu koniunktury, wyraźnie niższe niż w przeszłości, jest kolejnym sygnałem grzęźnięcia polskiej gospodarki. Nawet Ministerstwo Finansów, kierowane przez premiera Morawieckiego, ocenia, że w ubiegłym roku osłabł jej potencjał (jakkolwiek zaznacza ono – inaczej niż organizacje międzynarodowe takie, jak MFW, że jego szybszy wzrost powróci). Po drugie, słabnie odporność polskiej gospodarki na wstrząsy – przede wszystkim przez zadłużanie jej wtedy, gdy inne kraje korzystają z dobrej koniunktury, żeby się oddłużyć. W zeszłym roku dług publiczny wzrósł w Polsce z 51% PKB do ponad 54% PKB i było to najszybsze narastanie długu w Europie, w której przeciętnie zmniejszył się on o prawie 1,5% PKB, a w krajach o tak stabilnych gospodarkach, jak Holandia, Niemcy, czy Szwecja o niemal 3% PKB. Rząd zadłużał nasz kraj także wyraźnie bardziej, bo o prawie 2,5% PKB, niż sam zapowiedział w kwietniu ub. r., kiedy poinformował Komisję Europejską o porzuceniu ścieżki redukcji długu przyjętej przez poprzedników. W kwietniu br. ponownie opóźnił moment, w którym Polska ma powrócić do ograniczania zadłużenia. Zapowiedział, że w tym roku dług publiczny przekroczy 55% PKB. Za zadłużanie Polski w dobrych czasach zapłacimy załamaniem, kiedy koniunktura na świecie się pogorszy.