@andrzej_rzonca
Bez podziału władzy trudno o trwały wzrost gospodarczy

Żeby dalej szybko się rozwijać, Polska potrzebuje więcej inwestycji, zwłaszcza (prywatnych) przedsiębiorstw. Trzeba przy tym od razu zaznaczyć, że wzrost inwestycji sprzyjałby zwiększeniu zatrudnienia i płac. Do obsługi dodatkowych maszyn potrzebni są ludzie. Jednocześnie pracownicy, mając do dyspozycji więcej maszyn, więcej wytwarzają i dzięki temu mogą więcej zarabiać.
Od wybuchu globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku do 2015 roku inwestycje przedsiębiorstw były w naszym kraju przeciętnie o około 4% PKB niższe od średniej dla nowych krajów członkowskich UE. W żadnym państwie regionu nie były one równie niskie. Za połowę tej różnicy odpowiadały niskie na tle innych krajów nakłady na sprzęt ICT i własność intelektualną, które są szczególnie istotne dla wzrostu gospodarczego.
Po 2015 roku problem niedostatecznych inwestycji w Polsce się nasilił. W 2016 roku zmniejszyły się one nie tylko w porównaniu do 2015 roku, ale i 2014 roku. Szczególnie silnie spadły w przedsiębiorstwach, mimo że wedle prognoz z początku 2016 roku powinny wzrosnąć i złagodzić skutki ograniczenia inwestycji publicznych przy przechodzeniu do nowej perspektywy finansowej w ramach funduszy unijnych.
Polacy będą więcej inwestować, ale nie mogą bać się własnego państwa. Nie da się wyeliminować tego strachu bez przywrócenia podziału władzy. Niezwykła na tle innych regionów świata stabilność wzrostu na Zachodzie (zob. komentarz z 14 lipca br.), dzięki której zbudował on swoje bogactwo, w dużym stopniu bierze się stąd, że tam przedsiębiorcy są chronieni przed arbitralnością władz przez niezależny od niej system sądowniczy.
Dzięki niezależnym sądom ludzie na Zachodzie nie muszą się obawiać, że władza arbitralnie odbierze im własność, albo ją zniszczy. Mogą skupić się na pomnażaniu majątku, a nie na jego ukrywaniu przed władzą. Z kolei na władzy ten brak możliwości zagarnięcia prywatnej własności wymusza myślenie w dobrych czasach o latach, w których koniunktura się pogorszy. Zarazem chroni on władzę przed silnymi wahaniami premii za ryzyko wliczanej przez wierzycieli do odsetek od długu i – w efekcie – wzrostem tych odsetek w czasach złej (słabej) koniunktury.
Na Wschodzie natomiast ludzi, którzy popadli w konflikt z władzą, sądy nie obronią. Przed despotyzmem władzy najlepiej chroni tam konformizm. Szkody dla wzrostu takiej niczym nieskrępowanej władzy ujawniają się w szczególności w latach chudych. Wtedy, o ile w tłustych latach nie przygotuje się ona na ich nadejście (do czego nie ma specjalnych bodźców), z całą mocą pokazują się destrukcyjne skutki jej niezdolności do zagwarantowania nienaruszalności prywatnej własności.
Żeby w Polsce było więcej prywatnych inwestycji, ludzie muszą mieć stuprocentową pewność, że nikt nie będzie mógł arbitralnie odebrać im (albo zniszczyć) ich własności. Jest to też warunek równej konkurencji między przedsiębiorstwami o wyłącznie krajowej własności oraz firmami z udziałem kapitału zagranicznego, które mają dostęp do mechanizmu rozwiązywania sporów na podstawie umów międzynarodowych o wzajemnej ochronie inwestycji. O sukcesie albo porażce pomysłów biznesowych muszą decydować klienci za pośrednictwem swoich portfeli, a nie dojścia (albo ich brak) do polityków rządzącej partii lub możliwości korzystania z zagranicznych jurysdykcji.
W Stanach Zjednoczonych prezydentowi grozi zdjęcie z urzędu, bo istnieje podejrzenie, że próbował ingerować w jedno ze śledztw. W naszym kraju władza zupełnie podporządkowała sobie prokuraturę, w tym nadała sobie prawo do ingerowania w dowolne śledztwo. Zniszczyła Trybunał Konstytucyjny, czyli najważniejszy sąd. Teraz jest bliska przejęcia wszystkich sądów, łącznie z Sądem Najwyższym. Prawo przepchnięte w ekspresowym tempie przez parlament miało przerwać kadencję członków Krajowej Rady Sądownictwa, powołanej do stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów, mimo że długość ich kadencji określa Konstytucja. Zamierzano odebrać prawo do decydowania o większości jej składu zgromadzeniom sędziów i przekazać je w całości posłom. Postanowiono podzielić KRS na dwa zgromadzenia, zapewniając dominację temu, które w 70 procentach ma się składać z polityków. Sędziowie-członkowie drugiego zgromadzenia nowej KRS mieli dalej orzekać w swoich sądach i w ten sposób zabiegać o poparcie posłów przy wyborze na kolejną kadencję. Wszyscy dotychczasowi sędziowie Sądu Najwyższego mieli przejść w stan spoczynku, poza wybranymi przez Ministra Sprawiedliwości. Ich następców miał wskazać prokurator generalny, czyli polityk, który miał napisać także regulamin SN. Stanowisko miał stracić nawet I Prezes SN, mimo że (podobnie jak w przypadku członków KRS) długość jej kadencji określa Konstytucja. Pod presją ulicznych protestów Prezydent zawetował ustawy, które wprowadzały te niekonstytucyjne rozwiązania. Nie oznacza to jednak, że rządzący z nich zrezygnowali. Zarazem Prezydent podpisał inną ustawę – o ustroju sądów powszechnych, która niszczy niezależność sądów. Nadała ona prokuratorowi generalnemu prawo odwołania prezesów sądów wszystkich szczebli poza SN, bez podania przyczyn – w ciągu 6 miesięcy od wejścia w życie ustawy, i powoływania następców, bez kierowania się opinią zgromadzeń ogólnych sędziów. Ma on też oceniać ich pracę. Wcześniej oddano mu zwierzchnictwo nad dyrektorami sądów (i ich zastępcami), którzy są przełożonymi pracowników sądów niebędących sędziami i kontrolują wydatki sądów. Wcześniej też powierzono mu obsadzanie etatów asesorów, mimo że 10 lat temu Trybunał Konstytucyjny uznał takie rozwiązanie za niekonstytucyjne. Mają oni zacząć orzekać już na jesieni br. O ich awansie na sędziego również zadecyduje prokuratur generalny, o ile ich pracę wcześniej pozytywnie ocenią wizytatorzy, których powołają nowo mianowani przez niego prezesi sądów. Wśród sędziów będzie też więcej byłych prokuratorów, którym ułatwiono zamianę togi prokuratorskiej na sędziowską. Prokurator będzie oskarżał, a jego kolega, były prokurator, będzie orzekał – w sądzie, którego całe kierownictwo będzie podporządkowane prokuratorowi generalnemu.
Żeby zawrócić Polskę z drogi na Wschód, nieuchronnie prowadzącej do gospodarczej klęski, na którą właśnie weszła, trzeba nie tylko przywrócić podział władzy. Konieczne jest też zagwarantowanie, że niszczące go działania nigdy więcej się nie powtórzą. Wymaga to pociągnięcia do odpowiedzialności wszystkich, którzy dopuścili się pogwałcenia Konstytucji lub podżegali do złamania prawa. Bez ukarania tych osób, konstytucyjne zabezpieczenia obywateli przed despotyzmem i arbitralnością władzy będą iluzoryczne. Tylko nieuchronność kary za łamanie Konstytucji i – ogólniej – prawa może odstraszać polityków przed powtórzeniem tych złych działań.