@andrzej_rzonca
Co zrobić, żeby zachęcić Polaków do dłuższej aktywności zawodowej

W latach 2008-2015 liczba aktywnych zawodowo Polaków zwiększyła się o ponad 501 tys. osób, z czego ponad 458 tys. przypadało na osoby starsze – w wieku 60-64 lata. Jeżeli wydłużyć analizę i objąć nią także rok ubiegły, to znaczenie aktywności zawodowej osób starszych dla aktywności zawodowej Polaków okazuje się jeszcze istotniejsze. W latach 2008-2016 liczba osób aktywnych zawodowo w naszym kraju wzrosła o nieco poniżej 351 tys. (w ub. roku zmniejszyła się o blisko 151 tys.), zaś wśród osób w wieku 60-64 lata zwiększyła się o niemal 523 tys.
Aktywni seniorzy nie mieli przy tym, w zdecydowanej większości, problemów ze znalezieniem pracy. Stopa bezrobocia w tej grupie była najniższa spośród wszystkich grup wiekowych aktywnych zawodowo Polaków. Liczba pracujących osób w wieku 60-64 lata zwiększyła się o prawie 437 tys. w latach 2008-2015 i o ponad 505 tys. w latach 2008-2016. Wzrostowi liczby pracujących wśród osób starszych towarzyszył także istotny wzrost, choć przerywany przez ujemne wstrząsy wpływające na koniunkturę, liczby pracujących w pozostałych grupach wiekowych. Wśród osób w wieku 15-59 lat wyniósł on prawie 379 tys. w latach 2008-2015 oraz ponad 400 tys. w latach 2008-2016, skutkując znaczącym spadkiem liczby bezrobotnych, jak i stopy bezrobocia wśród tych osób.
Wciąż jednak wśród osób starszych więcej jest osób biernych zawodowo, a aktywność zawodowa jest dużo niższa niż w innych krajach UE. Odsetek aktywnych zawodowo ludzi w wieku 60-64 lata wynosi w naszym kraju 31,8% wobec 43,2% w UE, w tym 46,0% w UE-15; w Niemczech wynosi on 58,6%, a w Szwecji 71,5%. Gdyby aktywność zawodowa wśród tych osób wzrosła w Polsce do poziomu średniej w UE, to przy zachowaniu dotychczasowej stopy bezrobocia wśród nich, liczba pracujących w naszym kraju byłaby większa o 292 tys. Gdyby za punkt odniesienia przyjąć UE-15, to ta liczba wzrosłaby o 362 tys. Przy wskaźniku aktywności zawodowej wśród osób w wieku 60-64 lata na poziomie Niemiec, byłaby ona wyższa o 685 tys. Gdyby zaś wskaźnik ten osiągnął wartości ze Szwecji, to wzrosłaby ona o 1015 tys. osób. Znaczenie zwiększenia tej aktywności będzie rosło wraz ze starzeniem się polskiego społeczeństwa. Dość powiedzieć, że o ile łączna liczba osób w wieku produkcyjnym w latach 2008-2015 zmniejszyła się o 1171 tys., a w latach 2008-2016 o 1649 tys., to liczba osób w wieku 60-64 lata wzrosła, odpowiednio, o ponad 981 tys. i o blisko milion.
Mimo że w latach 2008-2015 ubyło 2152 tys. osób w wieku 15-59 lat, a w latach 2008-2016 już 2649 tys., to polskie społeczeństwo wciąż jeszcze jest relatywnie młode, tzn. odsetek osób w wieku 65 lat i więcej jest w naszym kraju niższy niż przeciętnie w Europie. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Niemniej w nadchodzących latach ta sytuacja się zmieni.
Polskie społeczeństwo nie tylko będzie się starzeć, ale zestarzeje się bardziej niż społeczeństwa większości innych krajów w Unii Europejskiej. Wynika to z wyraźnie wyższego tempa jego starzenia się niż innych społeczeństw: tempo to jest szóste najszybsze w Unii Europejskiej. Sprawia ono, że nawet gdyby nadal rosła aktywność osób starszych, to nie zapobiegłoby to spadkowi liczby pracujących po 2020 roku i istotnemu wzrostowi relacji liczby emerytów do liczby pracujących. O ile bowiem piramida demograficzna sprzyja obecnie wysokiej liczbie pracujących, o tyle w nadchodzących latach będzie się z tej perspektywy szybko pogarszać. Na razie dominują w niej grupy wiekowe charakteryzujące się wysoką aktywnością zawodową, przy czym najbardziej liczne są te z nich, w których aktywność zawodowa Polaków jest zbliżona (30-34 lata) lub nawet wyższa (25-29 lat) nie tylko niż przeciętnie w UE, ale nawet niż w Niemczech. Ale do 2050 roku najbardziej liczne staną się grupy wiekowe od 55 do 74 lat, w których aktywność zawodowa jest niska lub śladowa.
Tymczasem mimo dramatycznych skutków starzenia się polskiego społeczeństwa dla rynku pracy, Polska jako jedyny kraj w Unii Europejskiej, zamiast podnosić, obniża wiek emerytalny. Jest też jedynym krajem w UE, który nie zrównuje wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn – wbrew zasadom obowiązującym od 1979 roku w Unii. Stanowią one, że państwa członkowskie powinny dążyć do równego traktowania kobiet i mężczyzn w zakresie ochrony socjalnej, włączając w to wiek emerytalny.
Obniżony wiek emerytalny będzie obowiązywać od 1 października br. Prawo do emerytury otrzymają wtedy wszystkie kobiety, które będą w wieku między 60 lat a 61 lat i 4 miesiące, oraz wszyscy mężczyźni w wieku między 65 lat a 66 lat i 4 miesiące. Ponadto, wiek emerytalny nie będzie już, jak miało to miejsce do tej pory podnoszony od 1 miesiąc na kwartał.
W wyniku obniżenia wieku emerytalnego należy oczekiwać wyraźnego obniżenia aktywności zawodowej starszych Polaków, któremu trzeba przeciwdziałać. Bez wzmocnienia zachęt do pozostawania na rynku pracy, zdecydowana większość osób osiągających obniżony wiek emerytalny zacznie pobierać emerytury i opuści ten rynek. W przypadku kobiet ZUS podaje, że dotychczas 82% zaczynało pobieranie emerytur dokładnie w wieku emerytalnym, kolejne 10% w ciągu 1 do 11 miesięcy po osiągnięciu tego wieku, a nieco ponad 7% opóźniało przejście na emeryturę o co najmniej rok. Jeśli nie przekona się większej liczby starszych Polaków do wydłużenia aktywności zawodowej, to za dwie dekady na pracującego będzie przypadało dwa razy więcej emerytów niż obecnie.
Taki wzrost relacji liczby emerytów do liczby pracujących oznacza o połowę niższe emerytury (w relacji do przeciętnego wynagrodzenia) lub dwa razy wyższe składki emerytalne (ewentualnie wzrost podatków w podobnej skali), które wypchną młodych Polaków do szarej strefy albo za granicę. W praktyce ze względu na instytucję minimalnej emerytury będziemy mieli do czynienia z kombinacją spadku emerytur i wzrostu składek emerytalnych lub – co chyba bardziej prawdopodobne – podatków. W odróżnieniu od składki emerytalnej płacenie podatków nie daje prawa do wyższej emerytury, a tym samym ich podniesienie w celu pokrycia niedoboru FUS nie zwiększa jednocześnie jego wydatków (i w konsekwencji niedoboru koniecznego do pokrycia). Według szacunków przygotowanych przez ZUS na potrzeby Rady Ministrów (2016), w horyzoncie do 2050 roku przeciętna emerytura spadnie o 12% w przypadku mężczyzn oraz o 36% w przypadku kobiet w porównaniu do scenariusza, w którym nadal byłby stopniowo podnoszony wiek emerytalny. Skalę spadku przeciętnej emerytury będzie powstrzymywać systematyczne zwiększanie się odsetka osób pobierających minimalną emeryturę – aż do poziomu około 70%. Świadczenia pozostałych około 30% emerytów, których kapitał emerytalny opłacony w okresie aktywności zawodowej będzie uprawniać do wyższej emerytury niż minimalna, zmniejszą się znacznie głębiej niż przeciętna emerytura. Dotyczy to zwłaszcza kobiet, których wiek emerytalny został dużo bardziej obniżony niż wiek emerytalny mężczyzn. Na przykład kobieta urodzona w 1974 roku, zarabiająca przez cały okres aktywności zawodowej przeciętne wynagrodzenie, otrzymałaby ponad 3500 zł emerytury, odchodząc z rynku pracy w wieku 67 lat, a otrzyma tylko około 2000 zł, czyli o 43% mniej.
Trzeba przy tym mieć świadomość, że poważne koszty obniżenia wieku emerytalnego pojawią się nie za dwie dekady, ale już niedługo. Przyspieszyło ono problemy z niedostatkiem pracowników i wzrostem relacji liczby emerytów do liczby pracujących, które uderzą w polską gospodarkę, o około dwadzieścia lat. Według szacunków ZUS w br. zmniejszy ono liczbę pracujących o ponad 320 tys. (w porównaniu do scenariusza dalszego stopniowego podnoszenia wieku emerytalnego). Wedle prognoz TEP i WISE Europa już na początku lat 2020-tych liczba pracujących spadnie do poziomu, który przy kontynuowaniu podnoszenia wieku emerytalnego byłby obserwowany w 2040 roku. Dla sektora finansów publicznych będzie to oznaczało koszt w wysokości 9 mld zł w roku przyszłym. W następnych latach będzie się on zwiększać o ponad 2 mld zł rocznie, aż do 18 mld zł w 2022 roku.
Jeszcze silniejsze uderzenie zapewne przyjdzie dziesięć lat później. Wtedy, żeby emerytury nie spadły poniżej minimum zalecanego przez Międzynarodową Organizację Pracy, w każdym kolejnym roku trzeba będzie ponieść koszt o 6 mld zł, tj. 0,3% PKB, większy niż rok wcześniej. W 2040 roku sięgnie on 2,7% PKB. Można go traktować jako przybliżenie kosztu dopłat do emerytur minimalnych. Na przykład dopłata z budżetu do emerytur (na poziomie minimalnym) kobiet zarabiających przez cały okres aktywności zawodowej pensję minimalną będzie stanowiła od ok. 40% świadczenia tuż po przejściu na emeryturę do 60% świadczenia pod koniec życia.
Przewidywania, że obniżenie wieku emerytalnego dramatycznie pogłębi niedostatek pracowników, nie opiera się wyłącznie na ekstrapolacji dotychczasowych decyzji osób starszych odnośnie do aktywności zawodowej po przekroczeniu wieku emerytalnego. Konstrukcja nowego systemu emerytalnego, w którym co do zasady wysokość emerytury jest określona przez relację kapitału emerytalnego opłaconego w okresie aktywności zawodowej do oczekiwanej długości pobierania emerytur, powinna co prawda prowadzić do zmiany dotychczasowych nawyków. Ale na skutek obniżenia wieku emerytalnego zasada ta będzie miała zastosowanie do malejącego odsetka i – ostatecznie – wąskiej mniejszości osób osiągających wiek emerytalny. Zdecydowana większość – w niektórych latach ponad 70% odchodzących na emeryturę – będzie bowiem, przypomnijmy, otrzymywać minimalne świadczenie. Owa większość może się zresztą poszerzyć, gdyż politycy znajdą się pod jej presją, żeby podnosić relację minimalnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia (obecnie relacja ta wynosi około 28%), a to będzie zawężać krąg osób zdolnych opłacić podczas (skróconego) okresu aktywności zawodowej kapitał emerytalny, który wystarczyłby na pokrycie kosztu jej wypłaty.
Warto nadmienić, że niezależnie od tego, czy owa relacja wzrośnie, do grupy emerytów pobierających emeryturę minimalną będą dołączać osoby otrzymujące początkowo wyższe świadczenia. Jeśli relacja minimalnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia nie ma się systematycznie obniżać (w nieskończoności aż do zera), to podwyżki emerytury minimalnej muszą odpowiadać wzrostowi wynagrodzeń, a tym samym wyprzedzać indeksację pozostałych świadczeń emerytalnych. Jako że te pozostałe emerytury są co roku waloryzowane o inflację plus 20% realnego średniego wzrostu wynagrodzeń w gospodarce, podwyższanie emerytury minimalnej w tempie wzrostu płac oznacza, że będzie ona realnie rosła przeciętnie pięć razy szybciej niż pozostałe emerytury. Nie będzie tak w każdym pojedynczym roku, ale wtedy okresowo wzrost minimalnej emerytury będzie wyprzedzać podwyżki płac. Tak stało się np. w br. Rząd zdecydował o podniesieniu minimalnej emerytury z 882,56 zł w 2016 roku do 1000 zł, czyli o ponad 13%.
Nawet gdyby rząd nie obniżył wieku emerytalnego, ludzie zarabiający pensję minimalną (w br. 2000 zł brutto) w okresie swojej aktywności zawodowej nie mieliby żadnych bodźców finansowych, aby rozpocząć pobieranie emerytury później niż zaraz po osiągnieciu wieku emerytalnego, bo i tak otrzymaliby jedynie emeryturę minimalną. Teraz takich bodźców nie będą miały osoby zarabiające dużo więcej od minimalnego wynagrodzenia. Na przykład kobiety zarabiające 3000 zł brutto (a więc na poziomie mediany) musiałyby opóźnić moment przejścia na emeryturę o 4 lata, żeby ich świadczenie przewyższyło emeryturę minimalną. Zarazem, jeśli tylko emerytura minimalna będzie rosła w tempie wzrostu wynagrodzeń (co jest – powtórzmy – konieczne, żeby zapobiec obniżaniu się jej relacji do przeciętnego wynagrodzenia), to już po ok. 6-7 latach świadczenia kobiet, które opóźniłyby swoje przejście na emeryturę do 65 roku, zrównałyby się z emeryturą minimalną. Po obniżeniu wieku emerytalnego nawet kobiety zarabiające średnią krajową pod koniec swojego życia będą otrzymywać minimalne wynagrodzenie.
Podsumowując, wprowadzenie zachęt do wydłużenia aktywności zawodowej jest konieczne, jeśli chcemy, żeby Polacy nie korzystali masowo z prawa do przechodzenia na emeryturę w relatywnie młodym wieku. Warto zauważyć, że jeśli skorzystają z tego prawa, to będą opuszczać rynek pracy nie tylko wyraźnie wcześniej niż w innych krajach Unii Europejskiej, ale też niż przez większość okresu, w którym istnieje w naszym kraju system emerytalny.
Projekt zachęt dla ludzi osiągających wiek emerytalny do pozostania na rynku pracy i nie pobierania emerytur powinien mieć cztery główne składowe. Po pierwsze, powinno się zwolnić wynagrodzenia takich osób z wszelkich składek poza składkami na NFZ. Ze zwolnienia powinny móc skorzystać wszystkie osoby, które osiągnęły wiek emerytalny i nie pobierają emerytury, a nie tylko te, które nigdy nie skorzystały z prawa do niej. Po drugie, owo zwolnienie powinno obejmować także składki opłacane przez pracodawcę, o ile podzieli się on tą oszczędnością np. po połowie z pracownikiem, podnosząc mu wynagrodzenie. W przypadku nowego pracodawcy korzystanie przez niego ze zwolnienia wymagałoby od niego ustalenia wynagrodzenia na poziomie co najmniej płacy minimalnej powiększonej o połowę składek obciążających pracodawcę przy wynagrodzeniu na poziomie ustawowego minimum. Po trzecie, osoby korzystające ze zwolnienia powinny zachować możliwość samodzielnego opłacania składek (zwolnienie powinno być prawem, a nie obowiązkiem). Po czwarte, projekt powinien przewidywać nałożenie na budżet państwa obowiązku opłacania za takie osoby składki emerytalnej w wysokości obciążającej przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej.
Proponowany projekt, po pierwsze, wyraźnie podwyższyłby wynagrodzenia netto z chwilą przekroczenia wieku emerytalnego. Przy założeniu, że pracodawcy podniosą wynagrodzenia takich osób o połowę uzyskanych dzięki temu oszczędności na opłacanych przez siebie składkach, wzrost płac netto tych osób wyniósłby około 24%. Kobieta decydująca się na przejście na emeryturę w wieku 65 lat zamiast 60 lat otrzymałaby w sumie ekwiwalent około 14,5 jej miesięcznych pensji netto. Po drugie, wzrost dochodów takich pracowników dokonywałby się przy jednoczesnym spadku łącznego kosztu pracy ponoszonego przez pracodawcę. Wzmacniałoby to ich bodźce do zatrudniania osób w wieku emerytalnym, nie pobierających emerytury. Po trzecie, odwlekanie przejścia na emeryturę podnosiłoby jej wysokość nie tylko w wyniku skracania się oczekiwanego okresu jej pobierania (obniżania się mianownika relacji wyznaczającej poziom emerytury w nowym systemie emerytalnym), ale i w skutek zwiększania się kapitału emerytalnego (czyli licznika tej relacji). W ujęciu procentowym szczególnie mocno rósłby kapitał emerytalny (a więc – przy odpowiednio długim stażu – i przyszła emerytura) tych osób, które zarabiają mniej od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Jest to grupa, w której relatywnie więcej osób ma niewielką satysfakcję z wykonywanej pracy.
Na bazie dostępnych danych można szacować, że koszty takiego projektu nie powinny przekroczyć 2,5 mld zł. Zarazem mają one charakter warunkowy. W takiej wysokości pojawiłyby się one wówczas, gdyby projekt nie zaktywizował żadnej starszej osoby, a jedynie poprawił sytuację tych, którzy po osiągnięciu wieku emerytalnego dalej pracowaliby i nie pobierali emerytury także przy braku jakichkolwiek zachęt. Koszty te powinny być jednak pomniejszane przez wpływy z podatków płaconych przez zaktywizowane osoby lub ich pracodawców – w tej części, w której podatki te przewyższą składkę emerytalną. Ponadto, im więcej osób opóźni swoje przejście na emeryturę, tym bardziej zmniejszy się krąg osób otrzymujących minimalną emeryturę bez opłacenia kapitału emerytalnego w wysokości wystarczającej do pokrycia jej kosztu, a w efekcie, tym silniej spadnie niedobór w FUS. Nawet jeśli dana osoba nie opóźni swojego przejścia na emeryturę na tyle, żeby otrzymać świadczenie przekraczające minimalne świadczenie, to w związku z wydłużeniem przez nią aktywności zawodowej zmaleje dopłata do jej minimalnej emerytury. Na przykład w przypadku kobiety zarabiającej płacę minimalną, która opóźniłaby przejście na emeryturę o 5 lat, owa dopłata do minimalnej emerytury wyniosłaby (w pierwszym roku pobierania przez nią emerytury) 11,5% świadczenia (wobec 47,5% świadczenia, gdyby przeszła na emeryturę zaraz po osiągnieciu wieku emerytalnego). Prawie 10 pkt proc. tej różnicy nie wynikałaby ze składek opłacanych przez budżet państwa.
Projekt ma następujące przewagi nad zapowiadanym przez rząd wprowadzeniem bonusu dla opóźniających przejście na emeryturę przynajmniej o dwa lata. Po pierwsze, projekt, jeśli zostanie zrealizowany, będzie nagradzać pozostanie na rynku pracy od razu – w każdym kolejnym miesiącu, a nie dopiero po dwóch latach, kiedy będzie miał władzę już inny rząd. Po drugie, jest on adresowany do szerszej grupy osób. Zawarte w nim rozwiązania przyniosą korzyść każdemu, kto zostanie na rynku pracy i nie będzie pobierać emerytury – choćby miesiąc, a nie tylko tym – jak chce rząd, którzy będą pracować jeszcze co najmniej przez dwa lata. Po trzecie, projekt będzie tworzyć zachęty nie tylko dla osób starszych do dalszej pracy, ale i dla przedsiębiorców do ich zatrudniania, bo choć wzrosną ich zarobki netto, to koszt ich pracy dla przedsiębiorców spadnie. Zapowiadany przez rząd bonus jest natomiast skierowany właściwie tylko do tych, którzy mogą kontynuować pracę u dotychczasowego pracodawcy. Ci, którzy chcieliby pracować, ale ich dotychczasowy pracodawca nie chce lub nie może dalej ich zatrudniać, w zdecydowanej większości zostaną wypchnięci na emeryturę. Po czwarte, dzięki rozwiązaniom zawartym w projekcie odpowiednio długie opóźnienie przejścia na emeryturę będzie podnosić przyszłe świadczenie nie tylko z powodu skrócenia oczekiwanego okresu pobierania emerytury, ale też na skutek wzrostu kapitału emerytalnego.
Podobny projekt do przedstawionego powyżej wprowadziła w br. Austria. Od początku 2017 roku wynagrodzenie pracownika, który opóźni przejście na emeryturę, jest tam do 3 lat zwolnione z połowy składek emerytalnych, opłacanych zarówno przez pracownika, jak i jego pracodawcę. Opłacanie brakującej części składek bierze na siebie państwo.
Zachęcać do pracy trzeba też osoby, które zdecydowały się przejść na emeryturę. Żeby zwiększyć aktywność emerytów, praca musi się im bardziej opłacać. Służyłoby temu obniżenie efektywnego opodatkowania ich dochodów z pracy do poziomu, który obciąża dochody z pracy pozostałych osób.
Polscy emeryci są mało aktywni. Emeryturę łączy z pracą – na umowę o pracę – tylko 353 tys. osób (dana za 2015 rok). Nie ma publicznie dostępnej informacji nt. liczby emerytów, którzy dorabiają sobie na umowach cywilno-prawnych, jakkolwiek można zakładać, że powinna być ona większa, gdyż takie formy prawne zatrudnienia dają możliwość unikania płacenia składek na ubezpieczenie społeczne, co zwiększa dochód netto emeryta lub obniża koszt jego pracy dla pracodawcy. Dane nt. aktywności zawodowej Polaków w wieku powyżej 65 lat, w którym niepobieranie emerytury jest rzadkością, wskazują jednak, że nawet po korekcie o osoby świadczące pracę na umowach cywilno-prawnych liczba zarobkujących emerytów w Polsce jest relatywnie niewielka. Jest ona niższa niż przeciętnie w Unii Europejskiej, nie wspominając o takich krajach, jak Niemcy, Szwecja, czy Szwajcaria.
Zachęcenie emerytów do większej aktywności zawodowej jest ważne co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, dorabianie sobie przez emerytów służyłoby poprawie ich sytuacji materialnej, która w wyniku obniżenia wieku emerytalnego będzie się stopniowo, ale systematycznie pogarszać. Rozszerzanie się kręgu osób otrzymujących tylko minimalną emeryturę upowszechni problem skrajnego ubóstwa wśród emerytów. Dzisiaj dotyka ono 5% emerytów, ale w przypadku osób urodzonych po 1975 roku cierpieć je będzie 75% emerytów.
Po drugie, praca tych emerytów, którzy czują się na siłach do jej świadczenia, złagodziłaby postępujący problem niedostatku rąk do pracy. Dość powiedzieć, że w 2050 roku osoby w wieku 65-69 lat, w którym stan zdrowia nie jest jeszcze powszechną przeszkodą do dorabiania sobie, będą stanowić najliczniejszą grupę wiekową. Ich liczba będzie ponad dwukrotnie wyższa niż osób z dowolnej kohorty osób w wieku poniżej 35 lat obejmującej 5 letni przedział wiekowy. Ta różnica w liczebności między starszymi a młodszymi grupami wiekowymi implikuje, że nie da się zneutralizować skutków starzenia społeczeństwa przez większą aktywność osób innych niż osoby starsze, bo takich osób będzie dramatycznie mało. Poza tym, poza osobami w wieku poniżej 25 lat, aktywność pozostałych młodych osób w Polsce jest podobna lub nawet wyższa nie tylko niż średnio w Unii Europejskiej, ale i w Niemczech.
Projekt zachęt dla emerytów do zarobkowania powinien zasadzać się na czterech elementach. Żeby wyrównać efektywne opodatkowanie pracy emerytów oraz pozostałych osób, należałoby, po pierwsze, unettowić emerytury, oraz, po drugie, zwolnić je z PIT. Składowymi propozycji powinny być: po trzecie, rekompensaty dla organizacji pożytku publicznego, oraz, po czwarte, rekompensaty dla samorządów. Poniżej krótko charakteryzuję składową pierwszą, trzecią i czwartą.
Unettowienie nie powinno być źródłem oszczędności dla finansów publicznych. Stąd też, powinno mu towarzyszyć podniesienie każdej emerytury o kwotę odpowiadającą łącznej wartości ulg, z jakich skorzystali emeryci w roku podatkowym 2016, podzielonej przez liczbę emerytów.
Z łącznej wartości ulg służącej do wyliczenia kwoty podwyżki emerytur powinno się wyłączyć trzy tytuły: (1) preferencyjne opodatkowanie dochodów przysługującym osobom samotnie wychowującym dzieci, (2) ulgę rehabilitacyjną, (3) ulgę na dzieci. Ze względu na wielkość tych trzech rodzajów ulg, jak również szczególną sytuację podatników, którzy z nich korzystają, powinny one podnieść świadczenia tych podatników, a nie być rozdzielone pomiędzy wszystkich emerytów.
Emerytom, którzy (1) korzystają z preferencyjnego opodatkowania dochodów przysługującego osobom samotnie wychowującym dzieci, (2) odliczają od dochodu wydatki na cele rehabilitacyjne, lub (3) korzystają z ulgi na dzieci, powinna być przyznana rekompensata, pozwalająca na utrzymanie ich dotychczasowego dochodu netto, jeśli mieści się on w pierwszym przedziale skali podatkowej. W praktyce mogłaby mieć ona formę świadczenia wypłacanego raz w roku w kwocie odpowiadającej, odpowiednio, (1) 18% kwoty wolnej od PIT, (2) 18% wydatków rehabilitacyjnych poniesionych w poprzednim roku podatkowym (w granicach obowiązującego limitu odliczenia od PIT), oraz (3) wartości ulgi na dzieci.
Unettowienie nie powinno pogarszać sytuacji finansowej organizacji, prowadzących działalność pożytku publicznego, które korzystają z darowizn przekazywanych przez emerytów. Aby zrekompensować im ubytek dochodu, można byłoby zwiększyć odpis od PIT przysługujący innym podatnikom o wartość procentową odpowiadającą relacji odpisów dokonanych w roku podatkowym 2016, odpowiednio, przez emerytów oraz wszystkich podatników.
Unettowienie nie powinno poprawiać sytuacji budżetu państwa kosztem budżetów samorządów. Aby zrekompensować samorządom ubytek dochodów z PIT wynikający z unettowienia, należałoby zwiększyć ich udział w dochodach sektora finansów publicznych z PIT o wartość odpowiadającą zmniejszeniu dotacji budżetu państwa do FUS po unettowieniu.
Gdyby projekt zachęt dla emerytów do zarobkowania został zrealizowany, to w warunkach roku 2017 emeryt dorabiający sobie w skali roku do 6600 zł, czyli do 550 zł miesięcznie, zyskałby do 1188 zł, czyli do 99 zł miesięcznie. Dla osób dorabiających sobie więcej niż 6600 zł w ciągu roku, ta korzyść malałaby stopniowo aż do 556 zł w skali roku, czyli do 46,33 zł miesięcznie – przy dochodach w wysokości 11000 zł (lub więcej) w skali roku, tj. 916,67 zł miesięcznie.
Koszt tego projektu można szacować na około 200-500 mln zł. Pojawiłby się on, gdyby zawarte w nim zachęty do pracy nie skłoniły żadnego dodatkowego emeryta do zarobkowania, a jedynie podniosły dochody tych, którzy już teraz sobie dorabiają. Koszt ten mógłby być wyższy, gdyby podwyższyć limit odpisu od PIT na rzecz organizacji, prowadzących działalność pożytku publicznego o wartość przewyższającą relację odpisów dokonywanych dotychczas przez emerytów oraz wszystkich podatników – np. do poziomu 1,5%, tj. łatwego do zapamiętania i posługiwania się. Niemniej i w takim przypadku koszt byłby wyraźnie niższy od 1 mld zł. Powinny go pomniejszać wpływy z podatków i (ewentualnie) składek na ubezpieczenie społeczne opłacanych przez zaktywizowanych emerytów i ich pracodawców.
Projekty aktywizacji osób starszych są gotowe. Opozycja przełożyła je na język ustaw. Oby rządzący po nie sięgnęli. Bo za blokowanie tych projektów zapłacą nie tylko oni. Zapłacimy wszyscy.