@andrzej_rzonca
„Sukcesy” albo sukcesy – czyli wielki wybór

Miało być przyspieszenie wzrostu inwestycji. Tymczasem, nastąpiło jego załamanie. Udział inwestycji prywatnych w ub.r. w PKB obniżył się do najniższego poziomu od ćwierćwiecza. Według prognoz Komisji Europejskiej zarówno w br., jak i w przyszłym pozostanie on na poziomie niewidzianym przed rządami PiS od 1993 roku.
Miała poprawić się jakość inwestycji. Ale nie tylko inwestycje w budowle hamują – inwestycje w maszyny też. W ub. r. ich dynamika sięgnęła co prawda 9%, ale po załamaniu o 8% w 2016 r. W br. ma ona spaść poniżej 7, a w przyszłym poniżej 6%. W 2015 roku, kiedy zmieniały się rządy, przekraczała 12%.
Miała się zwiększyć skłonność Polaków do oszczędzania. Jednak stopa oszczędności prywatnych spadła. W ub. r. wyniosła mniej niż 17% wobec prawie 20% w 2015 roku. W br. i w przyszłym ma pozostać na poziomie około 17%.
Miała postępować industrializacja (którą premier fałszywie nazywał re-industrializacją). Tymczasem, udział przetwórstwa przemysłowego w tworzeniu wartości dodanej w gospodarce spadł. W ub. roku był o ponad 2% niższy niż w 2015 roku. W efekcie, realizacja nawet tak mało ambitnego celu, jak zapowiedziane w „Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju” zwiększenie do 2020 roku udziału przetwórstwa w wartości dodanej do 20%, czyli o 0,1 pkt proc. w ciągu 5 lat, stała się zagrożona.
Przedsiębiorstwa miały stać się bardziej innowacyjne. Ale w ciągu dwóch pierwszych lat rządów PiS (ostatnie dostępne dane dotyczą 2017 roku) nakłady firm na działalność innowacyjną spadły – i to bez korekty o wzrost cen – o niemal 6%. Spadek ten wynikał z głębokich cięć nakładów na innowacje w przemyśle, gdzie obcięto je o niemal 10%.
Miał przyspieszyć wzrost polskiego eksportu. Jednak zamiast obiecywanego przyspieszenia, widać jego spowolnienie. W 2015 roku eksport wzrósł o blisko 8%, natomiast w ub. r. o 6%. W br. ma zwiększyć się o nieco ponad 5%, a w przyszłym o mniej niż 5%.
Eksport towarów miał stać się bardziej geograficznie zdywersyfikowany. Ale udział eksportu poza UE systematycznie się zmniejsza. W ub. r. spadł poniżej 20%, tj. do najniższego poziomu od 2004 roku, kiedy przystępowaliśmy do Unii. Zarówno w br., jak i w przyszłym nadal ma się obniżać.
Miały powstać setki tysięcy nowych miejsc pracy i skłonić Polaków pracujących za granicą do powrotu. Tymczasem, miejsc pracy przybywa coraz mniej. O ile w 2015 przybyło ich 239 tys., o tyle w ub. r. już tylko 54 tys. W br. ich liczba ma się zwiększyć 36 tys., a w przyszłym - o niecałe 10 tys. Wzrost zatrudnienia hamuje, mimo że odsetek aktywnych zawodowo wśród osób w wieku produkcyjnym jest u nas wciąż o jedną ósmą niższy niż przeciętnie w Unii Europejskiej.
Czy te „sukcesy” gospodarcze to efekt wstrząsów, które uderzyły w polską gospodarkę z zagranicy? Nie! Obecna władza miała szczęście rządzić w okresie najlepszej od lat koniunktury w gospodarce światowej i te tłuste lata zmarnowała. To jej polityka gospodarcza stoi za owymi „sukcesami”. Poniżej opisuję wybrane jej grzechy i zestawiam je z propozycjami opozycji.
Pierwszym grzechem tej władzy, do którego chcę się odnieść, jest pogłębienie niestabilności prawa. W pierwszym roku swych rządów ustanowiła ona rekord wszechczasów w jego produkcji. Wprowadziła blisko 32 tys. stron nowych ustaw i rozporządzeń, najwięcej od odzyskania niepodległości w 1918 roku. W ub. roku produkcja prawa ogółem przyhamowała, ale przyspieszyła w obszarze podatków. Tu PiS znowu ustanowił rekord. Jedna czwarta objętości ustaw podatkowych powstała w zeszłym roku. Przy utrzymaniu takiego tempa produkcji ustaw podatkowych jak w drugiej połowie 2018 roku, ustawy te zmieniałyby się w całości co dwa lata.
PiS wprowadza zmiany w prawie, które wywracają do góry nogami całe rynki. Do takich zmian zaliczają się zakazy lub ograniczenia: obrotu ziemią rolną przez ludzi, którzy nie są rolnikami lub księżmi, działalności komorniczej poza rewirem, budowy nowych farm wiatrowych i modernizacji starych, świadczenia usług ratownictwa medycznego przez prywatne firmy, posiadania więcej niż kilku aptek, handlu w niedzielę itp.
Ograniczanie konkurencji przez obecną władzę ma skutki odwrotne do tych, które deklaruje. Na przykład zakaz handlu w niedzielę miał pomóc małym sklepom. Ale na zakazie zyskały państwowe koncerny paliwowe i dyskonty, a nie małe sklepy. Małe sklepy dalej są zamykane. W ubiegłym roku ubyło ich prawie 2200, a od początku tych rządów ponad 7200. Zakaz wpędził w kłopoty także wiele polskich firm, takich jak Grycan, działających w centrach handlowych. Rodzina, która nie może pójść na lody w niedzielę, nie pójdzie na nie w inny dzień tylko dlatego, że tak życzy sobie partia.
Opozycja chce oddać ludziom swobodę wyboru, co chcą robić w niedzielę. Mają przestać decydować za nich politycy. Każda z PiSowskich zmian, które wywracają do góry nogami cale rynki, ma zostać uchylona. Opozycja uznaje, że polska gospodarka potrzebuje więcej, a nie mniej konkurencji. Deklaruje więc wprowadzenie zasady, zgodnie z którą każdemu ewentualnemu nowemu ograniczeniu konkurencji będzie musiało towarzyszyć usunięcie co najmniej dwóch istniejących ograniczeń (o nie mniejszym znaczeniu dla konkurencji).
Podkreśla, że sukces w biznesie nie może zależeć od dojść do władzy. Obecnie rządzący wprowadzają zakazy i ograniczenia, ale nie dla swoich. Na przykład od zakazu handlu w niedzielę przewidzieli 32 wyjątki. W praworządnym państwie, które opozycja obiecuje przywrócić, istnieją generalne zasady: obowiązujące wszystkich i dla wszystkich takie same. Dlatego handlować w niedzielę będą mogli wszyscy, a nie tylko ci z dojściami do władzy.
Drugi grzech obecnej władzy dotyczy podatków. Niemal co miesiąc ogłasza ona nowy podatek lub podwyżkę istniejących (np. podatek bankowy, ubezpieczeniowy, galeryjny, danina „solidarnościowa”, opłata emisyjna od paliw). Nazywa te nowe podatki daninami lub opłatami, ale to w praktyce są podatki. Na przyszły rok zaplanowała ponad 10 takich podatków. Piątka Kaczyńskiego zmieniła się w dziesiątkę Kaczyńskiego i to z plusem. Nowe podatki obciążą praktycznie każdego: przyszłych emerytów, przedsiębiorców, samozatrudnionych, twórców, dobrze zarabiających, konsumentów, kupujących alkohol lub papierosy. Nowy podatek dla każdego – to jest prawdziwe „Jarkowe”.
Wprowadzane przez tę władzę zmiany nie tylko zwiększają ciężary podatkowe, ale też komplikują już wcześniej skomplikowany system podatkowy. Efekt? Czas, który przedsiębiorca potrzebuje na wypełnienia obowiązków podatkowych, wydłużył się z 269 godzin rocznie w 2015 do 334, czyli o jedną czwartą. Było za długo, jest jeszcze dłużej, najdłużej od 2008 roku.
Opozycja zapowiada radykalne uproszczenie systemu podatkowo-składkowego. Jej program „Wyższa Płaca” pozwoli na jeden przelew od całego funduszu płac. Jednocześnie praca będzie bardziej się opłacać. Gorzej zarabiająca połowa Polaków zyska na programie od blisko 4200 zł do niemal 7400 zł rocznie. Łatwiej też będzie o umowę o pracę (a więc o tę formę zatrudnienia, która daje poczucie największej stabilności), bo przestanie być ona tak silnie opodatkowana i ozusowana, jak dotychczas.
Trzeci grzech tej władzy dotyczy emerytur. W dziesiątce nowych podatków Kaczyńskiego na 2020 rok jest 15 procentowy podatek od oszczędności emerytalnych. Władza ogłasza, że oddaje Polakom oszczędności emerytalne, a naprawdę chce im zabrać 15%, a resztę oddać w zarządzanie PiSiewiczom
Nie wystarcza jej, że na skutek jej wcześniejszych decyzji, w szczególności o obniżeniu wieku emerytalnego, dramatycznie wzrośnie ubóstwo wśród osób starszych. Może się z nim zmagać nawet trzy czwarte osób urodzonych po 1975 roku z chwilą przejścia na emeryturę, a więc piętnastokrotnie więcej niż obecnie. Polska odbierze niechlubną pozycję lidera pod tym względem Korei Południowej, w której prawie połowa osób starszych jest uboga, najwięcej wśród krajów OECD.
Władza ma plan na sowite emerytury tylko dla PiSiewiczów. Już drugi raz usiłuje znieść limit składek emerytalnych – to kolejny z dziesiątki nowych podatków Kaczyńskiego na 2020 rok. PiSiewiczom zapewni on kominy emerytalne. Dla wielu zwykłych Polaków będzie dramatem, bo zniszczy ich miejsca pracy. Kaczyński mówi „Europejskie zarobki”. Zapomniał dodać: „tylko za granicą”. Bo działania tej władzy – takie jak likwidacja limitu składek emerytalnych – będą wypychać dobrze płatne miejsca pracy z Polski.
Opozycja w 2017 roku zapowiedziała odbudowę filara kapitałowego w systemie emerytalnym. Każdy, kto wyrazi taką wolę, będzie mógł zastąpić subkonto w ZUS obligacjami z powrotem przeniesionymi do filara kapitałowego. Będzie też mógł zamienić je na akcje dzisiaj upartyjnionych firm. Zarazem oszczędności emerytalne staną się prywatną własnością Polaków. Ustawa, która odbiera im publiczny charakter, od zeszłego roku leży w Sejmie. Opozycja deklaruje jej uchwalenie zaraz po zwycięskich wyborach jesienią, podobnie jak ustawy, która przywróci limit składek emerytalnych i uspójni go z górną granicą przedziału pierwszej skali podatkowej. To przybliży jego wysokość do tej w takich krajach jak Szwajcaria, Szwecja, czy Norwegia. Dzięki temu nie będzie kominów emerytalnych, a powstanie więcej dobrze płatnych miejsc pracy.
Biznes prowadzi się teraz trudniej nie tylko przez niestabilne prawo i skomplikowane podatki, ale także dlatego, że rośnie korupcja. To czwarty grzech tej władzy. Kiedy przejmowała rządy, w 28 krajach na świecie było mniej korupcji niż u nas. W ubiegłym roku takich krajów było już 35.
Współtwórca systemu SKOK, w którym patologie kosztowały obywateli prawie 5 mld zł, siedzi w Senacie, choć nie tam powinien siedzieć. Zamiast tego PiS zatrzymał urzędników, którzy ścigali te patologie, w tym Wojciecha Kwaśniaka, którego bandyci pobili niemal na śmierć. Za to człowiek, który według doniesień prasowych próbował wymusić 40 milionową łapówkę pod groźbą nacjonalizacji banku za złotówkę, otrzymał honorową odznakę „Za zasługi dla bankowości Rzeczypospolitej Polskiej”. Człowiek, który miał naciągać Polską Grupę Zbrojeniową, otrzymał medal „Za zasługi dla obronności kraju”.
Opozycja zapowiada rozliczenie tych wszystkich patologii. Ostrzega, że żaden aferzysta nie może czuć się bezkarny. Układy z władzą przestaną chronić przed sprawiedliwością. Deklaruje zarazem, że każdy, kogo ta władza skrzywdziła, będzie mógł liczyć na zadośćuczynienie. Za nadużycia władzy nie mają jednak płacić podatnicy. Opozycja chce, żeby zapłacili ci, którzy się ich dopuścili.
Kolejnym grzechem tej władzy są patologie w spółkach z udziałem Skarbu Państwa i niszczenie ich wartości. Przez trzy lata obecnych rządów 30 największych takich firm miało ponad 100 prezesów. Przeciętnie pełnili oni funkcję krócej niż rok. Ale były i takie spółki, w których wymieniali się średnio co pół roku (Energa). 2 prezesów utrzymało się zaledwie przez 2 dni.
Niestabilność kadrowa, dobieranie upolitycznionej, a nie merytorycznej kadry, nakierowanie na realizację celów politycznych, a nie biznesowych, niszczy te spółki. Dochody budżetu z dywidend mają w br. wynieść niecałe 3 mld zł, czyli ponad dwa razy mniej niż w 2015 roku. Gdyby zarządzanie tymi spółkami odpowiadało średniej dla spółek prawa handlowego, to dochody te powinny wynieść prawie 9 mld zł. Tylko na dywidendach budżet w tym roku straci przez PiSiewiczów blisko 6 mld zł.
Łączne straty dla budżetu i gospodarki są o wiele większe. Międzynarodowy Fundusz Walutowy oszacował, że gdyby upartyjnione firmy działały tak jak prywatne, to łączna produktywność czynników wytwórczych w gospodarce wzrosłaby o prawie 9%. Oznacza to, że o podobną wielkość mogłyby być wyższe dochody Polaków, w tym wynagrodzenia.
Zamiast ścigać nieprawidłowości w spółkach, które stały się codziennością, PiS ściga poprzedników, którzy dbali o rozwój tych spółek.
Opozycja zapowiada odpartyjnienie spółek Skarbu Państwa. Ich właścicielami staną się przyszli emeryci. To oni, a nie PiSiewicze będą czerpać z nich korzyści.
Ostatni grzech tej władzy, który chcę poruszyć w tym komentarzu, dotyczy energetyki. Nie da się rozwijać biznesu, jeżeli nie ma się zabezpieczonych takich podstaw, jak prąd. Ta władza zrujnowała polską energetykę. Kiedy inni planują odejście od energetyki węglowej, Polska pod obecnymi rządami jako jedyne państwo na świecie ogłosiła likwidację farm wiatrowych na lądzie (do 2035 roku). Przez uderzenie w farmy wiatrowe nasz kraj nie osiągnie 15-procentowego udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym. To skazuje nas na import zielonej energii, co może kosztować nawet 8 mld zł. Jednocześnie PiS zdestabilizował finanse spółek energetycznych. W trzy lata ich zadłużenie wzrosło o połowę. Dług netto (czyli pomniejszony o gotówkę i jej ekwiwalenty) tych spółek to już prawie 31 mld zł. Jak więc mają inwestować? W tym bałaganie dobrze mają się tylko importerzy węgla, zwłaszcza z Rosji. W ub. roku import węgla sięgnął niemal 20 mln ton, najwięcej w historii, z czego ponad dwie trzecie pochodziło z Rosji (68%). Dla porównania w 2015 roku było to 8 mln ton.
Opozycja obiecuje przywrócenie warunków do rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce i wspieranie innych źródeł zielonej energii. Chce postawić na energetykę obywatelską. Podkreśla, że Polacy muszą oddychać czystym powietrzem – jak Zachód Europy. Z kolei polskie firmy muszą mieć pewność dostaw prądu. Slajdy z wielkimi projektami węglowymi im jej nie zapewnią. Zyskają ją tylko dzięki rzeczywistym inwestycjom – każdego, kto będzie miał sensowny projekt, a nie tylko spółek energetycznych.
Bezpieczeństwu energetycznemu będzie też służyć pełne wprowadzenie Unii Energetycznej. Unia ta, obok Partnerstwa Wschodniego, jest wielkim osiągnięciem polskiej dyplomacji – sprzed zniszczenia jej przez obecny rząd. Wprowadziła ona zasadę solidarności energetycznej w ramach Unii i przejrzystość kontraktów. Opozycja chce jej nadać nowy wymiar. Po pierwsze, uważa, że zasada solidarności powinna objąć kraje spoza Unii, w szczególności Ukrainę. Po drugie, zamierza przekonywać partnerów z Zachodu do uzupełnienia tej zasady o solidarność ekonomiczną. Jeśli odniesie sukces, to kraje i regiony, w których przejście do czystej energii będzie wymagało szczególnie wysokich nakładów, będą mogły liczyć na duże wsparcie z funduszy unijnych.
Polacy mają przed sobą wielki wybór: „sukcesy” albo sukcesy. Nie mogą zostać w domach – ani 26 maja, ani jesienią.