top of page
  • Zdjęcie autora@andrzej_rzonca

Jak pomóc bankowi centralnemu w zapewnieniu stabilności cen


Po niemal 7 latach inflacja znowu przebiła cel inflacyjny NBP, który wynosi 2,5% w skali roku. Lat 2014-2016, w których ceny spadały, już niemal nikt nie pamięta. Ceny żywności, która ma szczególnie wysoki udział w wydatkach ubogich gospodarstw domowych, wzrosły w lipcu o ponad 7%. Wzrost cen warzyw przekroczył 32%. Według lipcowej projekcji, jeśli bank centralny nie podniesie stóp procentowych, to inflacja utrzyma się powyżej celu praktycznie do końca 2021 roku, a w przyszłym roku może zbliżyć się do górnej granicy odchyleń od celu i to pomimo wyraźnego pogorszenia koniunktury gospodarczej, ograniczającego presję inflacyjną.

Zapewnienie stabilności cen jest odpowiedzialnością banku centralnego. Obiecałem sobie, że do końca tej kadencji Rady Polityki Pieniężnej nie będę oceniać, jak wywiązuje się z tego zadania. Do 2016 roku byłem członkiem RPP i nie chcę porównywać decyzji obecnej Rady z działaniami, w których brałem udział. Pozostawiam takie porównania bezstronnym obserwatorom. Ja takim z oczywistych względów być nie mogę.

W tym komentarzu skupię się na polityce gospodarczej rządu, która może utrudniać, albo – przeciwnie – ułatwiać bankowi centralnemu zapewnienie stabilności cen. Nie będę jednak kolejny raz pisał o podatkach. Jest oczywiste, że wprowadzanie wciąż nowych ich rodzajów przez obecną władzę podbija ceny, pomimo jej solennych zapewnień, że ich koszt wezmą na siebie banki, ubezpieczycieli, sklepy, producenci itp. Jest równie oczywiste, że stopniowe likwidowanie tych podatków, zapowiadane przez opozycję, będzie działać w kierunku spadku cen. Nie będę też ponownie pisał o skutkach zadłużania państwa w okresie dobrej koniunktury przez ten rząd. Jest bowiem jasne, że zapożyczanie budżetu na dodatkowe wydatki wtedy, gdy wszyscy są na zakupach, musi wzmacniać presję inflacyjną. Jest również jasne, że przywrócenie dyscypliny w budżecie przez wzmocnienie reguł fiskalnych, przygotowane przez opozycję, będzie łagodzić tę presję (o tym, jak opozycja planuje wzmocnić te reguły, pisałem w komentarzu z 14 czerwca br.). Na inną okazję pozostawiam też opis zaniedbań obecnej władzy dotyczących rolnictwa. Wspomnę jedynie, że susza nie musiałaby być tak niszcząca dla produkcji rolnej, gdyby władza rozwinęła program małej i średniej retencji wody. Opozycja ma taki program. Ten rząd skupił się za to na budowie kolejnej biurokracji. Odebrał środki i kompetencje samorządom i utworzył przedsiębiorstwo Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie”. Powstały nowe miejsca „pracy” dla PiSiewiczów, ale inwestycje stanęły. W tym komentarzu ograniczę się do jednej kwestii: podejścia do monopoli.

Jeśli na rynku działa monopol, to on decyduje o poziomie cen. Klienci są ich biorcami. Nie mogą skorzystać z oferty konkurentów, bo ona nie istnieje. Nie mają więc możliwości wywarcia na dostawcy presji, która mogłaby go skłonić do dostosowania jego oferty do ich potrzeb i oczekiwań. Monopolista może pozostać głuchy na sygnały od klientów nie tylko dlatego, że nie mają oni alternatywy (chyba że w ogóle zrezygnują z danego dobra). Jego podejście do klientów usztywnia i to, że nie musi się obawiać tego, iż inny podmiot zajmie jego miejsce. Trwały monopol zwykle ma bowiem podstawy instytucjonalne. To politycy zapewniają mu ochronę przed konkurencją.

Podczas gdy obecna władza rozszerzała tę ochronę, opozycja chce ją znosić. Zapowiada rozbijanie monopoli. Ma to tym większe znaczenie, że u nas działają one przede wszystkim w sektorach, w których nieefektywność silnie rzutuje na rozwój innych sektorów. W ramach programu „Stop monopolom” opozycja przewiduje następujące działania:

Na rynku paliwowym Orlen będzie musiał konkurować z Lotosem. I jednej, i drugiej firmie, utrudni to drenowanie kieszenie kierowców.

Polski system gazowniczy zostanie w pełni zintegrowany z europejskim rynkiem gazu. Będzie temu służyć rozbudowa interkonektorów na granicy zachodniej i południowej oraz z Ukrainą. Jednocześnie zostanie zliberalizowana ustawa magazynowa. Jej obecny kształt doprowadził do pełnego państwowego monopolu na import gazu. Ten monopol jest w interesie tylko jednego dostawcy – z Rosji. Ale szybko zniknie, jeśli importerzy nie będą musieli utrzymywać takich rezerw gazu, których koszt jest w stanie pokryć tylko monopolista. Konkurencyjny rynek, otwarty na dostawców ze wszystkich stron świata, będzie zbudowany także dla LNG. Skądinąd, tylko po takim otwarciu Polska zyska szanse stać się jego hubem dla Europy Środkowej.

Opozycja zapowiada konsekwentne urynkawianie energetyki i jej demonopolizację. W tym celu umożliwi szybki rozwój połączeń transgranicznych, zarówno z krajami Unii Europejskiej, jak i z Ukrainą. Usunie też z rachunków za prąd systemy dofinansowywania energetyki wielkoskalowej. Do 2030 roku z rachunków znikną wszystkie takie systemy, a w pierwszym kroku – systemy dofinansowania energetyki węglowej. W ten sposób spółki energetyczne zostaną odcięte od łatwego pieniądza z kieszeni odbiorców, którym finansują projekty niemające ekonomicznego sensu, służące wyłącznie interesowi partyjnemu (bloki energetyczne na rosyjski węgiel, nierentowne kopalnie, fabrykę autobusów, projekt samochodu elektrycznego bez szans wejścia do masowej produkcji itp.). Na spółki te będzie wywierana rosnąca presja konkurencyjna. Masowo włączani do rynku energetycznego będą nowi gracze, w tym spółdzielnie energetyczne i samorządy. Presja konkurencyjna będzie wzmacniana także przez przedsiębiorców, którzy zyskają prawo do bycia prosumentami i do netmeteringu, czyli do odbierania nadwyżki własnej produkcji energii nad zużyciem odprowadzonej do sieci w okresach, w których własna produkcja nie pokrywa ich zapotrzebowania. Rozwojowi energetyki rozproszonej będzie sprzyjać budowa inteligentnych sieci energetycznych, w tym inteligentnego opomiarowania. Owo opomiarowanie ma zostać oparte na niezależnych operatorach. Inteligentne sieci energetyczne pozwolą na masowe łączenie ról dostawcy i odbiorcy prądu. Jednocześnie umożliwią one upowszechnienie dynamicznych taryf, dzięki którym klienci będą mogli zmniejszyć swoje rachunki za prąd odpowiednio dostosowując jego zużycie do wahającego się zapotrzebowania na energię elektryczną innych klientów i – w efekcie – zmieniających się cen.

Żeby wzmocnić pozycję klientów, w tym firm, wobec państwowych monopolistów, opozycja chce zadbać o niezależność regulatorów. Prezesi staną się nieodwołalni w trakcie kadencji (poza ograniczonym katalogiem sytuacji jak np. popełnienie przestępstwa). Ponadto, możliwość sprawowania funkcji prezesa zostanie ograniczona tylko do jednej kadencji. Dzięki temu, nie będzie on wystawiony na pokusę ulegania politycznym presjom w trakcie pierwszej kadencji w nadziei na ponowny wybór.

Na tych rynkach, na których na świecie pojawia się szczególnie dużo innowacji, regulator będzie mógł zezwalać na tzw. regulacyjne piaskownice, czyli programy pilotażowe bez ścisłego gorsetu regulacji. Do takich rynków należy nie tylko rynek finansowy, ale też rynek energii. „Regulacyjne piaskownice” będą mogły mieć charakter realny, tzn. za zgodą klientów i w warunkach ustalonego z góry ryzyka angażować ich pieniądze. Programy takie wesprą rozwój firm technologicznych. Zarazem analiza rezultatów takich pilotaży ułatwi dostosowywanie prawa do zmieniającego się otoczenia.

Wreszcie, opozycja deklaruje uchylenie wszelkich regulacji wprowadzonych przez obecny rząd, które ograniczają konkurencję. Już w ubiegłym roku pokazała projekty ustaw, które: zniosą zakaz handlu w niedziele (jednocześnie gwarantując wszystkim pracownikom, a nie tylko zatrudnionym w handlu, prawo do dwóch wolnych niedziel w miesiącu); przywrócą apteki pacjentom, podczas gdy obecna władza chciałaby, żeby „apteka była dla aptekarza”; odblokują handel ziemią; przywrócą wierzycielom swobodę decydowania o tym, który z komorników poprowadzi ich postępowanie wobec nierzetelnego dłużnika; umożliwią ponowny rozwój farm wiatrowych na lądzie, które ten rząd chce całkowicie zlikwidować do 2035 roku.

Zwalczanie monopoli i poszerzanie konkurencji, które zapowiada opozycja po zwycięskich wyborach, nie tylko ułatwi bankowi centralnemu zapewnienie stabilności cen. Będzie też sprzyjać innowacjom, a dzięki temu – długofalowemu wzrostowi gospodarki. Ale to już temat na osobny komentarz.


ANDRZEJ RZOŃCA

bottom of page