@andrzej_rzonca
Albo niższe podatki i wyższe płace, albo pokojowe bombardowanie

Z badań opinii publicznej wynika, że Polacy nie są zadowoleni ze swoich zarobków. Kaczyński z Morawieckim postanowili więc, że główną obietnicą władzy w kampanii wyborczej będzie podwyżka płacy minimalnej. W ubiegłym roku była ona w Polsce w proporcji do przeciętnego wynagrodzenia 5 najwyższa w Unii Europejskiej – po Słowenii, Luksemburgu, Portugalii i Litwie. Dla obecnej władzy kraje UE nie są jednak żadnym punktem odniesienia. Bo one, tak jak Polska przed 2015 rokiem, najwyraźniej też cierpią na imposybilizm. Władza ściga się i obiecuje prześcignąć Albanię, w której płaca minimalna w proporcji do przeciętnego wynagrodzenia jest najwyższa w Europie. Tam wynosi 56%. U nas będzie wynosić 64% przeciętnego wynagrodzenia prognozowanego przez Ministerstwo Finansów na 2023 rok.
Wyższe płace to nośny cel polityki gospodarczej. Ale można go realizować z sensem albo bez sensu – w sposób, który źle się skończy. Sensowny jest projekt „Niższe podatki, wyższa płaca”, który już w grudniu ub. r. przedstawiła opozycja. Pisałem o nim w komentarzu z 11 stycznia br. Ma on 10 przewag nad propozycją władzy, która jest bardzo niebezpieczny dla polskiej gospodarki.
Przewaga pierwsza: Projekt opozycji zwiększy zarobki na rękę pracowników z płacą minimalną bardziej niż podniesienie jej do 3 tys. zł. Nawet gdyby płaca min. w ogóle się nie zmieniła do 2021 r., to na propozycji opozycji pracownicy z takim wynagrodzeniem zyskaliby na rękę ponad 600 zł, czyli o prawie 100 zł więcej, niż na obietnicy Kaczyńskiego. Ale płaca minimalna, jeżeli opozycja wygra w wyborach, będzie rosnąć – tyle że nie z „łaski” spanikowanej władzy, a wraz z innymi płacami. Przestanie być przedmiotem przetargu politycznego, a zostanie związana ze średnią krajową (z roku wcześniejszego). Będzie stanowić jej połowę. Bazując na prognozach Ministerstwa Finansów średniej krajowej na 2020 rok, można szacować, że w 2021 roku na propozycji opozycji pracownicy zyskają na rękę o prawie 500 zł więcej niż na obietnicy Kaczyńskiego. Wygląda na to, że Kaczyński wymyślił nowe 500. Tyle że minus. W porównaniu do projektu „Niższe podatki, wyższa płaca” o tyle mniej na rękę w 2021 roku dostaną pracownicy z pensją minimalną (o ile zachowają pracę). O tyle też mniej będą mieli w kieszeniach pracodawcy z powodu wyższych kosztów pracy.
Przewaga druga: Projekt opozycji podniesie zarobki na rękę wszystkich pracowników. Zyskają nie tylko ci, którzy otrzymują pensję minimalną, ale także ci, którzy dobrze zarabiają. Władza chce najlepsze miejsca pracy obciążyć dodatkowymi składkami ZUS. Znosi limit 30-krotności (limit podstawy wymiaru składek emerytalno- rentowych). Opozycja deklaruje, że przywróci ten limit i obniży go – wzorem takich krajów jak Szwajcaria, czy Kanada. PIT i ZUS nie będzie przekraczać 35%, podczas gdy władza chce go wywindować do 50%. Na projekcie opozycji każdy pracownik zyska na niższym PIT i składkom na ZUS, a pracownicy zarabiający mniej niż dwukrotność pensji minimalnej – dodatkowo premię za aktywność.
Premia ta to de facto kwota wolna, i to nie tylko od PIT ale i od składek na ZUS, tyle że wyliczana i wypłacana co miesiąc przez urząd skarbowy. Dzięki takiemu rozwiązaniu radykalnie uprości się system podatkowo składkowy. Pracodawca będzie mógł wykonać jeden przelew podatkowo-składkowy od całego funduszu płac, a całą resztą: wyliczeniem PIT i poszczególnych składek oraz premii za aktywność zajmie się urząd skarbowy. Dzisiaj pracodawca musi wykonać co najmniej 14 operacji, żeby wyliczyć PIT i poszczególne składki, i to dla każdego pracownika z osobna.
Premia za aktywność będzie tak wyliczana, aby osoby otrzymujące płacę minimalną (w br. 2250 zł) lub mniej zarabiały na rękę tyle, ile miałyby, gdyby w ogóle były zwolnione z PIT i ZUS. Premia ta będzie się zmniejszać o jeden % wraz ze wzrostem wynagrodzenia o jeden % ponad płacę minimalną – aż do zera przy wynagrodzeniu na poziomie dwukrotności płacy minimalnej (w br. 4,5 tys. zł). W warunkach br. oznacza to, że przy wzroście wynagrodzenia o 4,5 zł ponad płacę minimalną premia za aktywność będzie się zmniejszać o ok. 1 zł.
Przewaga trzecia: Projekt opozycji nie zwiększy kosztów pracodawców, a tym samym nie uderzy w ich konkurencyjność wobec zagranicy, ani nie podetnie ich zdolności do inwestowania, czy – ogólniej – rozwoju. Powtórzmy: podwyżka zarobków na rękę będzie wynikać ze zmniejszenia obciążeń nakładanych na pracę (PIT i ZUS) oraz z premii za aktywność wypłacanej przez budżet. Co więcej, zmiana konstrukcji CIT na estońską, proponowana przez opozycję, gdzie zyski zatrzymane w firmie i służące jej rozwojowi nie są opodatkowane, a podatek płaci się dopiero od zysków przekazywanych inwestorom, będzie sprzyjać inwestycjom. Ponadto, opozycja chce nagradzać wzrost firm – szybszy od wzrostu całej gospodarki – obniżoną stawką CIT. Przedsiębiorstwom będzie opłacało się rosnąć, a w dużych firmach więcej się zarabia niż w mikroprzedsiębiorstwach – przeciętnie niemal dwukrotnie (o 88%).
Tymczasem, władza uderzy w firmy nie tylko skokowo podbijając koszty pracy, ale też dramatycznie zwiększając ZUS od przedsiębiorców. Co prawda władza pod wpływem krytyki zaczęła zapewniać, że choć uzależni składki na ZUS od dochodów przedsiębiorców, to wprowadzi limit składek. Ale jaka jest wiarygodność tych zapewnień, skoro jednocześnie znosi limit składek dla pracowników? Jeśli tego limitu nie będzie, to z kieszeni przedsiębiorców władza wydrenuje do ZUS i budżetu dodatkowe 40 mld zł, czyli po 18 tys. od głowy, ostrożnie licząc. Opozycja natomiast obiecuje obniżyć składki na ZUS od przedsiębiorców o ok. 2,5 tys. Będzie to efekt przyjęcia za podstawę ich wymiaru minimalnego wynagrodzenia, w miejsce dotychczasowej – całkowicie arbitralnej, którą jest 60% przeciętnego wynagrodzenia prognozowanego przez rząd. Taka zmiana będzie sprawiedliwa: przedsiębiorcy powinni mieć zabezpieczenie społeczne na minimalnym poziomie, jaki zapewniłaby im praca u kogoś. Jednocześnie, uprości ona system: obniżona składka na ZUS jest obecnie liczona w odniesieniu do płacy minimalnej.
Przewaga czwarta: Projekt opozycji upowszechni zatrudnianie na umowę o pracę, bo ta najkorzystniejsza dla pracowników forma zatrudnienia, dająca poczucie stabilności i ułatwiająca podnoszenie kwalifikacji, stanie się zarazem najbardziej podatkowo atrakcyjna dla pracodawców. Płacę minimalną będą de facto obciążać tylko składki po stronie pracodawcy, a więc ciężar prawie dwukrotnie niższy niż suma PIT i ZUS od umowy zlecenia opiewającej na podobną kwotę. Władza natomiast będzie wypychać kolejne tysiące ludzi na inne umowy, cząstki etatu lub na samozatrudnienie.
Przewaga piąta: Projekt opozycji ograniczy szarą strefę, bo zniknie podatkowa korzyść z płacenia pod stołem: ewentualne oszczędności na obciążeniach od wynagrodzeń pracowników będą zbliżone do wzrostu podatku dochodowego, który będzie musiał zapłacić nieuczciwy przedsiębiorca, nie wykazując wydatków na wynagrodzenia w kosztach. Ponadto, firmy będą nagradzane za wzrost niższym opodatkowaniem ich zysków. Nie da się zaś wykazać wzrostu, spychając część działalności do szarej strefy.
Projekt władzy natomiast wypchnie kolejne tysiące ludzi do szarej strefy, którzy w ten sposób będą ratować swoje firmy przed upadkiem. Ścigając się z Albanią, władza zrobi z Polski drugą Albanię.
Przewaga szósta: Projekt opozycji będzie zachęcać do tworzenia miejsc pracy, a nie ich likwidacji. Oznacza radykalne zwiększenie progresji podatkowej, ale nie przez podwyższenie obciążeń dla najlepiej zarabiających, a przez ich głębokie obniżenie dla najsłabiej zarabiających – do poziomu takiego jak w Irlandii, czy Szwajcarii. Tylko w 5 krajach OECD będą one efektywnie niższe, ale w żadnym z Europy. Dla porównania dotychczas tylko w dwóch krajach były one wyższe niż u nas. Dużo wyższe zarobki na rękę zachęcą ludzi do większej aktywności, pod której względem wciąż znajdujemy się w ogonie Europy. Niski odsetek pracujących dotyczy przy tym przede wszystkim osób gorzej wykształconych, których praca zwykle jest też słabiej opłacana. Tylko w dwóch krajach UE jest on niższy niż u nas.
Projekt władzy natomiast zagraża tysiącom miejsc pracy. Jeśli wynagrodzenia (łącznie z PIT i składkami na ZUS) zaczną przewyższać to, co wytwarza część pracowników, to przedsiębiorcy zlikwidują ich miejsca pracy. Pracownicy dostaną wypowiedzenia zamiast podwyżek. Zagrożone są miejsca pracy zwłaszcza w tych powiatach i tych sektorach, w których płace są dzisiaj niskie. W 181 powiatach na 380, w tym w 10 z 66 miast na prawach powiatu, przeciętne wynagrodzenie w ub.r. było niższe niż minimum obiecywane przez Kaczyńskiego na 2023 rok (i to bez uwzględniania, przy wyliczaniu średniej, podmiotów do 9 pracujących, w których zarabia się najsłabiej). Podobna sytuacja była w 6 na 20 sektorów polskiej gospodarki. Pracowało w nich prawie 5,5 mln osób. Największym z nich był handel, zatrudniający 2,4 mln osób. Szykuje się więc kolejna rzeź małych sklepów.
Przewaga siódma: Dzięki projektowi opozycji firmy będą miały więcej środków na inwestycje (zob. przewagę trzecią). Władza natomiast je wydrenuje z pieniędzy. W przedsiębiorstwa uderzą naraz 4 wstrząsy: skokowa podwyżka płacy minimalnej, zniesienie limitu 30-krotności, wprowadzenie PPK i uzależnienie ZUS od dochodów przedsiębiorców.
Przewaga ósma: Jeśli projekt opozycji ułatwi firmom znalezienie pracowników (zob. przewagę szóstą), to i chętniej będą inwestować. Dzisiaj wiele z nich rezygnuje z inwestycji, bo nie mogą znaleźć obsady nawet do obsługi istniejących linii produkcyjnych. Dodatkową zachętą do inwestowania będzie zmiana konstrukcji CIT (zob. przewagę trzecią), jak również uproszczenie (zob. przewagę drugą) i – co za tym pójdzie – ustabilizowanie podatków. Zarazem krajowe przedsiębiorstwa pozostaną konkurencyjne wobec zagranicy. Nadal więc będzie się opłacało przenosić produkcję do naszego kraju.
Celem inwestycji będzie zwiększenie zdolności wytwórczych przedsiębiorstw. Firmy nie będą miały powodów, żeby inwestować w technologie zastępujące pracowników, skoro koszty zatrudniania się nie zwiększą. Wzrost produkcji na pracownika będzie zaś sprzyjać wzrostowi płac.
Inaczej będzie w przypadku projektu wladzy. Nie przewiduje on żadnych uproszczeń podatków. Jednocześnie, dramatycznie zwiększając koszty pracy, podetnie konkurencyjność polskich firm. Płaca minimalna w naszym kraju, wyrażona w euro, będzie 9 najwyższa w Unii Europejskiej, mimo że pod względem produktywności sytuujemy się dopiero w 3 dziesiątce państw UE. Będzie też niewiele niższa niż w Stanach Zjednoczonych. Produkcja będzie przenoszono z Polski do innych krajów. Firmy, jeżeli będą inwestować, to żeby zastąpić pracowników, którzy staną się dla nich zbyt drodzy. Inwestycje nie będą zasilać pracy, a ją wypierać. Ich skutkiem będą dalsze redukcje zatrudnienia, zamiast podwyżek płac.
Przewaga dziewiąta: projekt „Niższe podatki, wyższa płaca” będzie łagodzić wzrost cen. Zapewni duże podwyżki wynagrodzeń bez wzrostu kosztów ponoszonych przez firmy. Koszty mają zaś duży wpływ na ceny: firmy zwykle nie chcą, a w długim okresie nie są w stanie oferować swoich dóbr poniżej kosztów ich wytworzenia. O innych receptach opozycji na złagodzenie wzrostu cen pisałem w poprzednim komentarzu.
Natomiast projekt władzy podsyci inflację. Kiedy Orban na Węgrzech na początku lat dwutysięcznych podniósł płacę minimalną z 35% mediany wynagrodzeń do 55%, to firmy 3/4 tych kosztów przerzuciły na klientów. W Polsce może być nawet gorzej, bo władza szykuje polskiej gospodarce większy wstrząs: chce podnieść pensję minimalną z 56% do około 80% mediany płac.
Przewaga dziesiąta: doświadczenia międzynarodowe wskazują, że projekty takie, jak przygotowała opozycja, są skutecznym sposobem na ograniczanie biedy. Szczególnie silnie podnoszą niskie zarobki, ale bez wzrostu kosztów pracy. Dzięki temu zwiększa się zatrudnienie (zob. przewagę szóstą) i nie rosną ceny (zob. przewagę dziewiątą).
Projekt władzy natomiast uderzy w miejsca pracy – i to tych ludzi, którzy mają najmniejsze szanse na znalezienie innej. Ponadto, podsyci inflację. Najbardziej dotkliwa i, co gorsza, trwała bieda jest wszędzie tam, gdzie nie ma pracy. A biedni ludzie mają dużo mniejsze możliwości zabezpieczenia się przed skutkami inflacji.
Polska drogo zapłaci, jeżeli 13 października obywatele wybiorą projekt władzy, a nie opozycji. Jego radykalizm przywołuje doświadczenia byłej NRD po zjednoczeniu Niemiec. Na skutek przyjęcia głęboko zawyżonego kursu wymiany marki wschodnioniemieckiej, tamtejsze przedsiębiorstwa stały się kompletnie niekonkurencyjne. Ponoszone przez nie koszty pracy dramatycznie wzrosły, ale ich park maszynowy się nie zmienił: pozostał dużo gorszy niż u konkurentów z Zachodu. Doszło do swoistego pokojowego bombardowania byłej NRD. Jego koszty do dziś pokrywają podatnicy z zachodu, dokąd wyjeżdżają młodzi Niemcy ze wschodu w poszukiwaniu lepszego życia. W Polsce nie będzie komu pokryć kosztów podobnego bombardowania, a Polacy za lepszym życiem będą musieli wyjeżdżać nie na zachód własnego kraju, a za granicę. Władza wciąż podbija stawkę najbliższych wyborów. Musi przegrać, albo przegramy naszą przyszłość.